4/5/2018
Woda jakby była mętna i tak gasi ogień
Kaję Ratę mogliśmy poznać na zeszłorocznej edycji Show Off podczas Miesiąca Fotografii w Krakowie. Prezentowany tam projekt „Kajnikaj” odbił się głośnym echem w fotograficznym świecie. Zwieńczeniem 2017 roku było dla Kai zajęcie miejsca wśród 50 laureatów w konkursie LensCulture Emerging Talent Awards.
W tym roku młoda artystka wraca do nas z kolejnym cyklem. Tym razem nie lecimy w kosmos ale płynnie wędrujemy w czasie, od przeszłości do teraźniejszości i z powrotem.
„Woda jakby była mętna i tak gasi ogień” zabiera nas do Rumuni , budzimy się w ekskluzywnym kurorcie, ozdobionym w stylu Art Deco, w powietrzu unosi się zapach papierosów a stoły kleją się po zeszło nocnej potańcówce. Przy jednym z nich siedzi grupa osób, piją wódkę z filiżanek po kawie, wśród nich jest Ona i On- bohater naszej opowieści . Mamy rok osiemdziesiąty czwarty.
Idąc dalej autorka przenosi odbiorcę do współczesnej Polski, dokładniej na Śląsk, do Mysłowic. Widzimy Jego, tego który wcześniej Rumunie nazywał swoim domem, a za miłością do Niej przywędrował do kraju blokowisk z wielkiej płyty, zwykle mokrych od deszczu. Nasz bohater jest już ojcem, dziadkiem. Mamy rok dwutysięczny osiemnasty.
W ostatnim projekcie Kaja wyrusza w podróż śladami pierwszych spotkań swoich rodziców, choć tu nie chodzi o Nich, tylko o Niego- jej ojca. Autorka chce zobaczyć i poznać miejsce gdzie się urodził, wychował, dorastał, z którego wyjechał, gdzie już nie wrócił. Uchronić od zapomnienia jego historię, ponad to przekazać ją dalej następnemu pokoleniu.
Oglądając wystawę Kai mamy wrażenie, że spacerujemy pomiędzy trzema wymiarami- przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Artystka sprawnie manewruje konwencją czasu i przestrzeni, z charakterystycznym dla siebie realizmem magicznym. Niczym przewodnik zgrabnie prowadzi nas po pastelowych wnętrzach ruin, niegdyś cieszącego się popularnością rumuńskiego kurortu wypoczynkowego, fotografując w nich swojego syna, żeby później zupełnie zmienić tor i pokazać swoim widzom bardzo osobisty portret ojca, który wydaje się być niemalże pochłoniętym przez roślinność. Kaja bardzo sprawnie balansuje pomiędzy skrajnościami- młodość starość, tu tam, przeszłość przyszłość.
Temat miejsca był już poruszany przez Kaję w jej poprzednim projekcie „Kajnikaj”. Wtedy fotografka przyjęła swoistą formę oswajania otaczającej jej rzeczywistości, można użyć nawet słowa ucieczki z miasta, w którym się urodziła, wychowała i dorastała. Znając ten kontekst „Woda jakby była mętna i tak gasi ogień” nabiera kolejnego znaczenia. Autorka stawia sobie pytanie, jaka jest rzeczywistość, w której dojrzewał jej ojciec oraz dlaczego tak łatwo zaakceptował, tę której ona nie potrafiła.
Zdjęcia Raty były prezentowane w przestrzeni galerii LAW. Artystka wraz z kuratorem zaadoptowali przestrzeń tak, żeby 6można było odnieść, wrażenie, że znajdujemy się w recepcji hotelu ze zdjęć Kai. Ten zabieg ułatwił odbiorcy wejście w opowiadaną historię.
Wychodząc z wernisażu czułam się jak po obejrzeniu dobrego filmu. Wystawiane fotografie były tylko zapowiedzią, wstępem do dłuższej historii. Zaszczepiły ziarno ciekawości tego, co będzie dalej, jak ta historia się rozwinie. Czekam na kolejne odsłony. Porównanie do filmu ma jeszcze jedne powód, zdjęcia Kai wyglądają jak stop klatki. Słuszne będzie przytoczenie dwóch nazwisk- Wes Anderson i Boris Vian, bo właśnie mieszając te dwa style i estetyki otrzymujemy pełny obraz wrażliwości autorki. Kaja zdecydowanie nie spoczywa na laurach, a ta wystawa jest tego potwierdzeniem. Trzymam kciuki i czekam na więcej.
Alicja Łabądź